Przepis był dość łatwy, obejmował niecały kilogram czarnej porzeczki, pół litra spirytusu i wódki, cukier i wodę. Nastawiona miesiąc temu nalewka doczekała się wczoraj wieczorem filtracji, doprawienia i smakowania.
Efekt jest dobry, powiem nawet, że bardzo dobry....tak dobry, że zamiast napisać tego posta wieczorem, najzwyczajniej w świecie zasnęłam :-)
Nalewka doczekała się ozdobnego wykończenia z tasiemek i starej gazety.
Sampler ,,Drzewo Życia" powoli się haftuje, tyle, że na skutek pomyłki muszę spruć niemały kawałek i z tego powodu na razie mój zapał ostygł, choć na wakacjach pohaftowałam dość sporo.
Po wakacjach zostało wspomnienie, na szczęście piękne i żywe. Teraz nastarjam się na cudowny jesienno-przetworowy czas! Bo bardzo lubię zbliżającą się jesień!
Pozdrawiam!
Ela
Naleweczka dobra jest na wszystko:)
OdpowiedzUsuńJa robię z czerwonej porzeczki i sobie bardzo chwalę.
Piękne wspomnienie z wakacji nam pokazałaś.
Pozdrawiam. Ola.
Też tak sądzę! A z czerwonej porzeczki kiedyś też musze zrobić!
UsuńNo tak, żeby się przekonać, czy nalewka jest dokładnie taka, jaka powinna być, to się trzeba sporo napróbować :)))
OdpowiedzUsuńSzkoda tego prucia w samplerze, nie dało się jakoś zakombinować? Ja zwykle staram się zatuszować pomyłki, robię jakieś drobne zmiany we wzorze, żeby go dopasować...
Zwykle jeśli błąd jest mały to staram się go zatuszować. Ale ten sampler to dla mnie bardzo ważna sprawa i dlatego w tym przypadku nie idę na kompromisy!
UsuńSchowaj naleweczkę na klucz na pół roku teraz :)
OdpowiedzUsuńMnie też się przytrafiło sprucie prawie całego górnego małego alfabetu... oj boli i ciężko potem wrócić do haftu :)