środa, 9 września 2015

Malowanie z sukcesem

Na szczęście po wpadce z malowaniem mebli nie poddałam się łatwo (klik!).


Dzięki temu postowi w deco-szufladzie klik!
A wszystko zaczęło się od tego, że szukałam niewielkiego siedziska do biurka-konsoli. Wybór krzeseł jest ogromny, ale m zachciało się czegoś nieoczywistego, takiego z serii ,,nie pasuje do niczego więc super wygląda" - fajnie o tym trendzie pisała Aśka z Green Canoe klik!
Nie chciałam kolejnej sieciowej rzeczy, która niedługo przestanie być modna, a obecnie jest hitem, jak to zrobić?

Przypadek sprawił, że w rodzinnym domu natknęłam się na to:


Drewniany taboret-koszmarek, z obiciem ze skaju, mocno zniszczonym nóżkami z dębowego drewna. Wiele osób coś takiego uważa za bezguście, ale tutaj sprawa ma drugie dno - ten taboret zrobił kiedyś własnoręcznie mój Tata i to zaważyło na tej reanimacji.



Taboret oddałam do tapicera. Dobry fachowiec wziął dobre pieniądze i zmienił koszmarkowi ubranko:


Materiał kolorystycznie ,,mi pasuje" czyli czarny i kolor naturalnego lnu (i do tego tani jak barszcz co też się liczy!).



Została jeszcze kwestia tych zniszczonych drewnianych nóżek, ale tapicer nie chciał się podjąć szlifowania i malowania kolorem, dlatego zgodziłam się na lekkie oczyszczenie i polakierowanie bezbarwne.

Taboret tak mi się podobał-nie podobał. Ale to ,,nie pasowanie" było jakoś dla mnie nie do przełknięcia.


Traf chciał, że zainspirowana deco-szufladową metamorfozą wypróbowałam farby w sprayu. Moje zachwycenie nie ma końca jeśli chodzi o takie szybkie zmiany wizerunku mebli. Farby świetnie kryją i szybka schną, są odporne na urazy. Polecam!


Wg. mnie efekt jest super, taboret nabrał ,,mocy" i fanie ,,nie pasuje" dzięki dzikiemu połyskowi - bo inne elementy są u mnie matowe.


Cieszę się jak dziecko ;-)))


No i nie wiem czy przypadkiem nie wpadłam jak śliwka w kompot z tymi metamorfozam mebli ;-)))
Bo wyobraźcie sobie...niedługo mam zamiar zabrać się za dwa kolejne, stare krzesła...



A Wy jak myślicie?
Dałam radę?

Pozdrawiam!

Ela.

wtorek, 1 września 2015

SAL 2 - osobowy czyli START dla kolejnego, wyjatkowego, lnianego samplera od DMC

Mam wspaniałe wspomnienia dotyczące wspólnego wyszywania z Agnieszką, kiedy to razem haftowałyśmy ,,Zimorodka" Nimue. Miłe wspieranie się, a nie rywalizacja sprawiły, że mam wielki sentyment do takiej współpracy. Rzadko (generalnie wcale;-)) nie biorę udziału z SAL-ach czy innych blogowych zabawach, bo mam problem czy raczej zasadę nie myślenia o terminach przy okazji wyszywania. Bo tak lubię, bo haft to moja chwilka odprężenia, nie myślenia, totalnego luzu w głowie - pewnie dlatego sprawia mi tak wielką przyjemność.

Dzisiaj startuję z Joanną (zajrzyjcie tam koniecznie w sprawie szczegółów!) z kolejnym wyjatkowym projektem, który cudem (naprawdę!) trafił w nasze ręce. Było to około roku temu, kiedy buszując w internecie zobaczyłam niespotykanie piękny wzór samplera - wysłałam fotkę Joasi z pytaniem ,,Co o tym sądzisz?", a skończyło się na tym, że Joasia ruszyła internet, niebo i ziemię, by zdobyć wzór i...nie udało się. Zbieg różnych szczęśliwych i niesamowitych okoliczności sprawił, że zdobyty wzór wskakuje na nasze tamborki i jest spełnieniem robótkowych marzeń.

 

To co dziewczyny? Dopingujecie?

Wzór jest niewielki, ale bogactwo w nim ściegów (ja robię pewne modyfikacje a głównie uproszczenia) i to bedzie mój debiut z łączeniem krzyżyków i koralików. Jak będzie? Nie wiem, ale z przyjemnością zabieram się do pracy. Już zapowiadam...będzie powolusieńku, ale do przodu. Dużo u mnie się dzieje, więc postępy mogą być naprawdę pokazywane z rzadka ;-)


Jak zwykle u mnie ostatnio - Belfast, 32 ct (choć wahałam się czy może Newcastle 40ct, ale pół- i ćwierćkrzyżyki podpowiedziały mi luźniejszy splot), kolor naturalny, biała nitka, koraliki Toho bialo-perłowe.


Będzie to dla mnie coś nowego, dlatego entuzjazm mam spory.

A na razie pozdrawiam!

Ela.