poniedziałek, 29 grudnia 2014

Na wielki mróz...czyli stół w skarpetach

Taki drobiazg przyda się, żeby ocieplić wnętrze lub nieco je rozjaśnić.
U mnie spełnia obydwie funkcje.



Pomysł podpatrzony  w magazynie wnętrzarskim. Wykonanie...no niestety nie przeze mnie, ale...co w rodzinie to nie zginie ;-).

Pozdrawiam!

Ela

piątek, 5 grudnia 2014

W końcu wykorzystana ramka

Kiedyś tam kupiłam ,,piernikową" ramkę i jeśli pamiętacie miałam co do niej plan, który nie wypalił (klik!).

W końcu doczekała się zastosowania i bardzo mnie to cieszy, choć to taki drobiazg!





Pozdrawiam!

Ela

wtorek, 25 listopada 2014

Loftowa lampa nr 2

Kolejna lampa.


Po raz kolejny nie moje wykonanie, ale połowicznie inspiracyjnie ,,moja sprawka";-).




Nie ma to jak rodzinna udana współpraca!

Pozdrawiam!

Ela.

środa, 12 listopada 2014

Komplet do lnu i białej nitki

Kupiłam niesamowity komplet do mojego samplera.
Pasuje idealnie, no i zawsze to ...nożyczki ;-)))


I to wcale nie szkodzi, że to już ponad dwudziesta para ;-)

Pozdrawiam!

Ela

piątek, 7 listopada 2014

Lampa z kolanek hydraulicznych

Gusta się zmieniają...
Widzę to doskonale na swoim przykładzie. Kiedyś lubiłam we wnętrzach idealność, uporządkowanie, gładkie jak lustro ściany i podłogi, pachnące nowością, połyskliwe meble. No i najlepiej ciemne, intensywne i soczyste. Ostatnio jakoś mi się zmieniło. Ciągnie mnie do metalu, starych mebli, chropowatej podłogi i niekoniecznie gładkiej od gipsu ściany. No i bardzo podoba mi się rdza, jej kolor, nierówność i w ogóle zardzewiałe przedmioty.
Jednak ściany nie są z gumy i niesposób zmieniać wystrój całego domu, bo zmienił się gust (pewnie zmieni się jeszcze wiele razy). Pozostaje więc zabawa dodatkami i drobiazgami.

No i zaczęło się od lampy...


Lampa z kolanek hydraulicznych spełnia wiele cech, które teraz lubię w przedmiotach (oryginalność, rdza, metal, loftowy charakter). Sklepowe i sieciowe ceny rozkładają jednak na łopatki - od 200 do 1200 zł.





I w takiej sytuacji dobrze mieć rodzinę! A w niej osobę ze ,,złotymi rękami", wspólne przegadanie tematu, wałkowanie detali, fajną atmosferę wszystkiego, całego procesu, wzajemne nakręcanie się i przeglądanie czasopism, grzebanie w sieci...

I oto jest! Nie moim rękami, ale wspólnymi inspiracjami!




Jak Wam się podoba?




 
 Pozdrawiam!

Ela.

wtorek, 28 października 2014

,,Rękami stworzone" czyli o tym jak artykuł prasowy sprawił, że kolejna planowana metamorfoza stała się faktem

Pokazuję dziś piękne drobiazgi, bo tak trzeba!
Trzeba się dzielić dobrymi rzeczami, miejscami i sprawami.

Przez totalny przypadek trafiłam w czasopiśmie ,,Info exclusive" na wywiad z artystką  Iwoną Tamborską, która stworzyła miejsce pełne pasji Rękami Stworzone. Zajrzyjcie tam koniecznie i zobaczcie jak wyjątkowe przedmioty tworzy Iwona!

Miałam w szufladzie ciekawy drobiazg, który ma dla mnie ogromną sentymentalną wartość. Drewniana broszka kryje w sobie niesamowitą historię, ma ponad 40 lat, ale została nadgryziona zębem czasu i była mocno zniszczona, pokryła się rdzą. Nie można było jej nosić, bo kaleczyła ubrania.







Od dawna planowałam nadać jej indywidualny charakter, lekko uszlachetnić i odnowić, nie tracąc z jej oryginalnego uroku. No i broszka była jakaś taka smutna... Nie mogłam znaleźć tylko osoby, która miałaby pomysł na taką metamorfozę.

No i tu trafiła się Iwona. Oto efekt jej pracy:


Po lewej stronie jest mały żuczek pełzający po liściu, widzicie?


Lewa strona...przepiękna jest ta miedź:



Ponieważ broszka jest liściem klonu, do kompletu powstały kolczyki, które są nasionkami tego drzewa. Mocna kolorystyka cieniowanego srebra (to cieniowanie jest obłędne!) i kamyki nawiązujące do broszki.Takie rzeczy potrafią tylko wyjątkowe osoby, na pewno!




Tak więc...kto żywy i potrzebujący wyjątkowego, personalizowanego prezentu niech klika do pracowni Iwony. Ja polecam z przyjemnością!


Pozdrawiam!

Ela

sobota, 25 października 2014

Prawie 90 centymetrów szczęścia...

Zapatrzyłam się ostatnio na Kasię i jej niesamowite ,,wilcze" tempo i sama dosiadłam do swojego zaniedbanego ostatnio lnianego samplera. Miałam w ostatnich dniach trochę stresu, ponieważ w połowie długości haftowanej pracy zaczęłam się obawiać (coś mi wizualnie nie pasowało...), że zabraknie mi materiału...
Wpadłam w lekką panikę i zaczęłam wyszywać od razu całą długość wzoru (najszybszy motyw), żeby sprawdzić czy czegoś nie pomyliłam.


Niby wszystko było dokładnie wymierzone, wyliczone, a oko podpowiadało coś innego...
Ale już wiem, że się zmieściłam ze wzorem na kawałku lnu, już jestem spokojna, mam swoje prawie 90 cm (po długości) szczęścia!!!Co więcej-tak idealnie rozmieściłam wzór, że jest po tyle samo centymetrów materiału po obydwu stronach...Oj coś moje oko przekłamało, ale sprawiło to, że mocno podgoniłam tempo :-)


A przy okazji okazuje się, że haft będzie duuużo większy niż myślałam. Myślę, że docelowo dojdę do 90 cm na 60 cm.
Ale nie szkodzi! Wielka biała ściana niecierpliwie czeka!


Pozdrawiam!
Ela

piątek, 10 października 2014

Chleb z samych ziaren i inne codzienne sprawy

Nie jestem specem od żywności, ale wiem, jak ważne jest to by w codziennej diecie nie zabrakło cennych składników spożywanych ze smakiem.

No i tak padło na chleb, który uwielbiam. Mam już za sobą wiele doświadczeń chlebowych, zaczynając od maszyny do wypieku chleba ze sklepowych mieszanek (fuj! ile tam jest dodatków i chemii!), chleb na  suchych drożdżach, z ziarnami...

Ostatni znalazłam w sklepie ,,Chleb bez mąki, zakwasu, drożdży" tzw. fitness, tylko z samych ziaren. Super smak i dobroczynne działanie na układ pokarmowy. Cena 12 złotych za malutki bochenek...

Przeszukałam sieć i znalazłam podobny przepis. Chleb nazywa się ,,Chleb zmieniający życie" i naczytałam się trochę o nim tutaj. Nieco zmodyfikowałam przepis do zawartości kuchennych szafek i tak oto powstał mój bochenek chleba.




CHLEB Z SAMYCH ZIAREN, BEZ MĄKI ZAKWASU I DROŻDŻY
  • 1 szklanka ziaren słonecznika
  • 1/2 szklanki siemienia lnianego (ziarna)
  • 1/2 szklanki mieszanki orzechów brazylijskich, nerkowców, migdałów w całości lub innych orzechów
  • 1 1/2 szklanki płatków owsianych
  • 8 czubatych łyżek zmielonego siemienia lnianego
  • 1 1/2 łyżeczki soli
  • 1 łyżka miodu
  • 5 łyżek masła klarowanego (trzeba je rozpuścić)
  • 1 1/2 szklanki letniej wody 
  • garść nasion chija (niekoniecznie)
Wszystkie suche składniki wymieszać w misce, a płynne po rozpuszczeniu połączyć z suchymi. Jeżeli masa wydaje się za sucha można dolać trochę wody.
Keksówkę smaruję rozpuszczonym masłem klarowanym i wyścielam papierem.
Wkładam całą masę i zostawiam na całą noc w lodówce by się zespoliła (to ważne).
Rano piekę chleb w piekarniku z termoobiegiem przez 45 minut, później wyjmuję go z keksówki (ostrożnie) i bez foremki piekę go jeszcze 30 minut, do czasu aż popukany palcem będzie dawał głuchy odgłos.
Odstawiam do wystygnięcia na dobre kilka godzin, musi być totalnie zimny, by w krojeniu się nie pokruszył.

Samo wyrobienie chleba to 5 minut, trochę trzeba się pobawić by dopilnować wszystkich etapów (pieczenie, studzenie, odstawienie na noc).


Jest pycha! Ale nie należy przesadzać z dzienną racją kromek-orzechy zawierają dużo olejów i mogą być ciężkostrawne. Jednak 1-2 kromki dziennie świetnie uzupełni i wzbogaci codzienna dietę.


Smacznego!

Pozdrawiam!

Ela.

środa, 8 października 2014

Orzechowe zawieszki

W sobotę życie uratowała mi Orzechówka dziadka.
To najlepsze na świecie lekarstwo na ból żołądka i dolegliwości układu pokarmowego.
Co tak dobrze w nim działa? Nie wiem czy sok z orzechów, spirytus czy tez szlachetny miód?
Jak boli to nie jest ważne. W każdym razie działa!
Przy okazji tematu powstały dwie zawieszki orzechowe, które będą zdobiły duże butle tego cudownego lekarstwa (dzięki Edyta za pomoc z wzorem!).





A przy okazji podaję przepis.

ORZECHÓWKA

Wiosną, kiedy na drzewach zawiązują się owoce, trzeba wyczekać taki czas, kiedy na orzechu włoskim pojawiają się zielone orzechy, które po przekrojeniu nożem są miękkie, w środku białe, mleczne.

Zrywamy je i kroimy na cienkie plasterki, zasypujemy obficie cukrem i odstawiamy przykryte na 2-3 tygodnie aż puszczą dużo brązowego soku.

Po tym czasie zlewamy sok i dolewamy 1 miarę spirytusu na 2 miary soku. Doprawiamy do smaku dość obficie naturalnym miodem i przelewamy do butelek, by przez 2-3 miesiące nalewka się przegryzła.

Po tym czasie jest gotowym, cudownym lekarstwem.


A może komuś z Was kiedyś też dosłownie uratuje życie?

I jeszcze trochę radości z powstania ciekawej pasmanterii w okolicy ;-)

Pozdrawiam!

Ela

poniedziałek, 22 września 2014

Jesiennie, pomarańczowo...

Jesień zapewne zleci mi robótkowo na dłubaniu mojego lnianego samplera. No i pewnie nie będę miała zbytnio czego pokazywać. Pewnie na trochę zniknę.


Teraz cieszę się pierwszą białą literką, która pojawiła się na ogromnym kawałku naturalnego lnu i naszą cudną jesienią. Cały czas nie mogę się nacieszyć tym cudownym wzorem!

Pozdrawiam!

Ela


wtorek, 16 września 2014

Recycling w szafie

Weekendowe zakupy w Żyrardowie sprawiły, że będę się bawić w recycling i ratowanie pewnej starej rzeczy. Kupiłam przepiękny, lekko seledynowy len.







Seledynowa sukienka vintage sprzed 30 lat, z ładnej (choć maszynowej koronki) ma doczekać się nowego życia, a raczej innego życia.





Sama jestem ciekawa co z tego wyjdzie!

Pozdrawiam!

Ela